środa, 31 grudnia 2014

ja, Kopciuszek.

jeszcze 3 godziny temu na kolanach odkurzałam perski dywan,
a już za niedługo idę na bal.
100 par, kotyliony, białe walczyki, czarne sukienki, czerwone paznokcie.

mam odprasowaną sukienkę (nie, nie, nie szarą).
mam wypastowany but.
mam wsuwki do fryzury, którą poczynię sobie sama.

za to postanowień nie mam żadnych na podorędziu.
źle mi z tych idzie na ogół.
naobiecuję sobie wiele, a potem tylko wyrzuty sumienia mną targają.
wte i wewte.

to lecę 2 KC spakować.

DO SIEGO ROKU, Kochani :)

niedziela, 28 grudnia 2014

Stanisław Barańczak.

i wybrał się Barańczak w podróż zimową... podróż w jedną stronę...
w wieku 68 lat się wybrał.
o sobie mówił:

"Gdyby brać pod uwagę wyłącznie proporcje czasowe, można by powiedzieć,
że jestem właściwie tłumaczem, natomiast poetą tylko bywam,
i to znacznie rzadziej, niż zapewne miał na myśli Norwid".


do jego poezji przylgnęłam dopiero na studiach.
i tak już zostało.

Więc to już zawsze tak, już zawsze zamiast 
gwiazdy pierwszej świetności dorsz drugiej świeżości, 
więc zawsze ziemia sztucznym miodem, rozwodnionym 
mlekiem będzie płynęła, a w księdze przeznaczeń, 
odbitej na papierze piątej klasy, zawsze 
gdzieś w środku będzie brakować arkusza? 

Więc to już zawsze, tak, jak zawsze. Zamiast 
ostatecznej jasności i pierwszej jakości 
przed oczami wciąż będą paczące się drzwi 
z obluzowaną klamką, a nie rajskie wrota. 
Objadając się śpiesznie przy chwiejnym stoliku 
przecenionym bigosem, jakże tu wyszeptać: 

Więc to już. Zawsze tak. Już zawsze zamiast 
wołać: Chcę żyć jak człowiek, szukać dziury w całym 
niebie, jakie ci dano - będziesz żył jak człowiek, 
czyli: patrząc przez palce, przymykając oczy. 
Dziury w niebie nie będzie, gdy zaczniesz tak żyć. 
I przyciasna korona z głowy ci nie spadnie. 

Więc to już nigdy? Tak, już nigdy. Zamiast 
prowizorki, tandety, trzeciej kategorii 
nie nastanie świat świetny, świetlisty i świeży. 
Bo skąd zresztą wiadomo, że ten świat gdziekolwiek 
jaśnieje, skoro nigdy nikt nie odpowiada 
za ukryte usterki. Ani na wołanie.


"Braki, odrzuty, produkty zastępcze".

empik.com






















sobota, 27 grudnia 2014

lodówko-zamrażarka, czyli słowo o świętach.

święta minęły, jedzenie zostało.
rozważam toteż wyprawienie drugiej Wigilii.
jak dziś zaczniemy, powinniśmy wszystko zjeść do Sylwestra,
pod warunkiem, że przyjdzie jeszcze z pięć osób.

MamaRodzona nie zna umiaru w kuchni i robi porcje jak dla IV pułku piechoty górskiej.
wczoraj na dwie tury wynosiliśmy z auta zapasy:
barszcze w słojach, ryby w miskach, szynki w aluminiowych foliach, pierogi i uszka w woreczkach.

a, i śnieg spadł.
mam dowód.









wtorek, 23 grudnia 2014

bożonarodzeniowy dysonans.

słone łzy, które z żalem przełykali Jej najbliżsi,
stawały mi w gardle ością wigilijnej ryby.

dziś byłam na pogrzebie Krewnej, jutro podobno narodzi się Jezus.



poniedziałek, 22 grudnia 2014

mirror error.

mycie lustra wieczorową porą nie jest pożytecznym zajęciem,
bowiem w świetle dziennym wygląda, jakby je ktoś potraktował brudnym mopem
i czynność trzeba powtórzyć.

sukienka_doświadczona.

sobota, 20 grudnia 2014

pluszak na wiatry.

strasznie u nas wieje, a u Was?
normalnie junkers odpalić nie chce!
wisiałam głową w dół ze spienionymi włosami i zmyć nie mogłam.
to znaczy mogłam. zimną wodą. niestety nie należę do Klubu Morsów.

wreszcie spłukałam. po godzinie. jak cug poszedł odpowiedni.
wieczorem, nim pójdę się kąpać, zapcham wywietrznik starymi gazetami,
a przy balkonie położę misia. białego misia aaa, który w oczach ma tylko szare łzy ;)




czwartek, 18 grudnia 2014

symptomy wigilijne.

o świętach przypomina mi radio w pracy oraz emitowane w sklepach kolędy.
a, i kurier, co dostarcza kolejne paczki zamówione via Internet.
ponieważ spędzamy je w tak zwanych gościach, w domu mam ład i porządek.
nie lepię uszek, nie przesiewam maku na kutię, w wannie nie pływa mi karp z łuską złotą.

we wtorek udam się tylko do kosmetyczki celem wyregulowania brwi,
by przywitać pierwszą gwiazdkę olśniewająco.

tymczasem lecę po zapas przypraw do grzańca.
zamierzam upić się ciociosanem.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

i jasność nastała.

trzecią niedzielę Adwentu przywitałam siarczystym bluzgiem na świat cały,
co chyba nie najlepiej o mnie świadczy, jako chrześcijance.
cóż, jaka wiara, taki dzień święty święcony.
potem było już malowniczo.
tak malowniczo.




czwartek, 11 grudnia 2014

wpadka. tudzież wtopa.

wieści domowe:
OsobistyMąż podbiegłszy z impetem do okna, wdepnął w garnek z olejem po frytkach,
któren to olej miał się wystudzić.
w efekcie po kuchni można było ślizgać się na kapciach, a ściana... no cóż, wymaga odświeżenia,
jak to my, kobiety, eufemistycznie nazywamy remont z burzeniem ścian włącznie.

ponadto zjadłabym malin.
najlepiej prosto z krzaka.

sobota, 6 grudnia 2014

mikołajkowy falstart.

w wolnych sobotach kocham to, że roztaczają przede mną cudowną wizję wolnej niedzieli.
to zasadniczo mi wystarcza.

festiwal kaszlu i kataru jakby chyli się ku końcowi, nadal jednak popijam medykamenty
w smaku fatalne, jak większość leków rozpuszczalnych, typu coldrex, gripex, fervex.
przy przełykaniu nie pomagają nawet malownicze wspomnienia o minionym urlopie
w ciepłych krajach. nic a nic.

był u mnie Mikołaj, a jakże!
już wczoraj zresztą.


środa, 3 grudnia 2014

niebo nad blogiem.

fallus okazał się, z przeproszeniem, tematem chwytnym, co z marketingowego punktu widzenia
powinnam wykorzystać do budowania nowego wizerunku bloga.
ponieważ jednak social media są mi tak obce jak język kałmucki oraz turkmeński,
znów skupię się na sobie.

blogi osobiste?
czy ktoś je w ogóle czyta?
gdy wokół tyle ciekawych treści: jak żyć, jak spać, jak urządzać mieszkanie, jak gotować,
jak rzęsy tuszować, jak być minimalistką, jak uwieść partnera, jak być uwiedzioną.
tudzież zawiedzioną.
względnie zawiezioną.

"i powiozą mnie windą do niebaaa".

a niebo dziś prezentowało się następująco niepokojąco.





wtorek, 2 grudnia 2014

(po)twory woskowe.

wróżby woskowe nie pokazały mi żadnego drogowskazu,
w związku ze związkiem nie wiem, jak dalej żyć, B(l)ogu Mój.
dwie figurki, które zarysowały się na mętnej tafli wody w misce,
nie przypominają absolutnie niczego, choć zdaniem MężaOsobistego
to jest ewidentnie członek (po łacinie phallus, czytaj fallus), a nawet trzy członki.
co na to Wysoka Komisja?


niedziela, 30 listopada 2014

wybory samorządowe, czyli o laniu wo...sku.

z wieści pokładowych: oprócz tego, iż nie mówię, doszedł mi katar
i to w paskudnej formie ciekłej.
100 chusteczek wyszarpywanych z kartonika zużyłam szybciej niż
przewidziałam, więc raczę się teraz papierem toaletowym, SIC!

oraz przebieram nogami, gdyż żyję drugą turą wyborów.
pierwszą też żyłam, bowiem MamaRodzona zamieszana była w całość
bezpośrednio, z pozytywnym skutkiem zresztą (ukłony!).
ja tymczasem zasilałam komisję, w efekcie czego w lokalu przebywałam
od 5.45 rano do 5.30 dnia następnego, z półgodzinną przerwą na obiad.
przy liczeniu kart utraciłam linie papilarne, przy liczeniu głosów nabawiłam się zaćmy.

a teraz już oddalam się celem lania wosku.
mam klucz i świeczkę z Ikei o zapachu panna cotta.
jutro Wam powiem o mojej świetlanej przyszłości.

sobota, 29 listopada 2014

"na świętego Andrzeja trza kożucha dobrodzieja".

lubię listopad. etymologicznie zwłaszcza.
i nawet się z nim zaprzyjaźniłam.
on mi rozdawał długie wieczory z herbatą, książką i kocem,
ja w zamian robiłam mu malownicze zdjęcia.

aż przytargałam do domu zapalenie krtani.
więc dziś nie będzie lania wosku i innych chińskich ciasteczek,
dzisiejszy wieczór sponsoruje: modafen, thiocodin, syrop prawoślazowy oraz alpa.
prosto z Czech.

środa, 26 listopada 2014

raz dwa trzy.

bardzo chciałam nazywać się szklana ćma - adres zajęty.
ćma barowa (na cześć Charlesa Bukowskiego) też zajęte.
turkusowa sowa również, stąd szara sukienka.
zasadniczo lubię i szarości, i sukienki.

po kilku miesiącach odpoczynku, okazało się, że jednak jestem uzależniona od liter.
to raz.

owszem, pisałam czasem, ale w pracy. służbowo to się nie liczy, bo nie wnosi żadnych głębokich treści. ani w życie moje, ani w życie adresatów.
to dwa.
uprzedzając oczekiwania czytelników, tu też nie spodziewałabym się jakichś wyżyn intelektualno-stylistycznych.
to trzy.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Henri de Toulouse-Lautrec

dzisiejsze logo google przypomniało mi o (nie)istnieniu tego artysty.
malarz, grafik, plakacista.
arystokratyczny karzeł. dosłownie.
zgubił go alkohol oraz kobiety łatwe, lekkie i przyjemne. głównie z Moulin Rouge.
od którejś z nich dostał w prezencie kiłę.
zmarł, mając 36 lat.

jego prace można obejrzeć tutaj: http://www.toulouse-lautrec-foundation.org/

ja natomiast pokażę fotografię, prawdopodobnie metaforę życia paryskiego artysty,
mimo iż na zdjęciu jest ktoś zupełnie inny.

    fot. Diane Arbus

sobota, 22 listopada 2014

przeprowadzka

22 listopada mija 150. rocznica urodzin Andre Gide'a, który kiedyś powiedział:
"Jeśli chcesz, możesz pisać po pijanemu, ale bądź na czczo, kiedy będziesz to czytał".

22 listopada to chyba dobry dzień, by znów zacząć pisać.