czwartek, 10 grudnia 2015

nowy adres.

wpadacie tu jeszcze czasem? :)
ja rzadko, niestety, za co przepraszam.

adres podaję tutaj, gdyż w sumie kilka osób pisało maila, ale ja już nawet nie pamiętam kto zacz...

zapraszam serdecznie w nowe progi. będzie podobnie jak tu,
większych rewolucji nie przewidziałam natenczas :)
odwiedzajcie mnie, komentujcie, zostawiajcie swoje ślady, bym mogła trafić do Was po lince :)

http://fotoszepty.pl/


wtorek, 6 października 2015

nowy adres :)

nie było mnie, wpadam na chwilę, by oznajmić, że gdzie indziej jestem...

nie, to nie blog lifestylowy - tam spróbowałam swoich sił, ale chyba nie umiem pisać o wszystkim,
i o niczym zarazem. nawet za parę złotych nie umiem. a szkoda, bo pewnie można by z tego mieć
na waciki i płyn micelarny ;)

kto zainteresowany nowym adresem - niechaj przemówi tutaj:

szarasukienka@gmail.com

lub w komentarzu.

w dodatku obserwowane przeze mnie blogi gdzieś zniknęły z lewej strony panelu blogspota :/

pomożecie? może jakoś się odnajdziemy ;)

pozdrawiam i czekam na odzew :)

wtorek, 10 marca 2015

dostałam propozycję...

... prowadzenia bloga lajfstajlowego.
i teraz nie wiem, co robić, bo:

po pierwsze primo. nie mam najlepszego zdania o tego typu blogach.
te, które widziałam, są zwyczajnie słabe merytorycznie i językowo, a skupiają się jedynie
na pokazywaniu własnoręcznie zrobionej obroży tudzież jak umalować lewą ręką oko ajlinerem.
może są inne. wartościowe*.
gdzie autorki (mniemam, że większość w tej kategorii to jednak kobiety)
potrafią napisać kilka sensownych zdań bez użycia słowa 'fajnie" uwentualnie 'zajefajnie'.
gdzie poprawnie napisany tekst broni się sam.
gdzie nie brylują fotki świeżo położonego lakieru na przypiłowanych paznokciach.
gdzie słowo i obraz idą w parze.
jak Flip i Flap.

po drugie primo. o czym ja miałabym pisać, skoro JA umiem pisać li i tylko O SOBIE.
w pierwszej OSOBIE, rzecz jasna.
tak, wiem. blogi osobiste to w internetach przeżytek. nudne i mało kreatywne.
bo kogo niby obchodzi, co jadłam na śniadanie, o której poszłam spać i co mi się w nocy przyśniło.

sęk w tym, że ja na takich blogach wyrosłam i takie głównie czytam.
jak uparty wół.

jeśli miałabym pisać o swoim życiu, to zgoda. mam kilka tematów na podorędziu.
o tym, że półka kupiona w Ikei miesiąc temu wciąż stoi w przedpokoju nierozpakowana.
o tym, że potrafię puścić pranie, nie wlewając uprzednio płynu.
o tym, że każde moje ciasto po wyciągnięciu z piekarnika okazuje się być zakalcem.

tylko, czy to kogo zaciekawi? ;)

* jeśli są, to proszę mnie oświecić.

Dzień Kobiet? ano był.



niedziela, 22 lutego 2015

Oscary 2015.

Oscary śledzę od kilku lat. nie zawsze rozumiem nominacje, nie zawsze zgadzam się z werdyktami. 
tegoroczne w większości obejrzałam.
powiem krótko o dwóch.
nieanglojęzyczne potężne kandydatury.
czarno-biała "Ida" Pawła Pawlikowskiego - niezwykle estetyczna, statyczna i polska 
oraz rosyjski "Lewiatan" - dosadny w obrazie, alegoryczny w treści, monumentalny i epicki. 
tąpnął mną zdecydowanie bardziej. 
jeszcze nie wiem, jak zareaguje na premierę sam Putin, ale mam nadzieję,
że to właśnie twórca "Lewiatana", Andriej Zwiagincew, odbierze dziś w nocy statuetkę w Los Angeles.

to dzieło bezwzględne, pewnie dlatego absolutne.






czwartek, 19 lutego 2015

przegląd świąt lutowych.

kiedy mnie nie było, ucztowałam rozmaite święta kalendarzowe.
czasem prywatnie, czasem służbowo.
i tak w kolejności (nie)alfabetycznej był tłusty czwartek (pączków zjadłam niewiele,
ponieważ spośród wszystkich słodyczy najbardziej lubię śledzie).
dzięki temu nie musiałam robić 100 pompek, 200 przysiadów i 300 skłonów wraz z Ewą Chodakowską.

później były walentynki. spędziłam je w pracy, oglądając dość słaby spektakl w wykonaniu aktorów dwóch.
(mam dylemat, czy wystawiać im recenzję w niepochlebnym tonie, czy chłopaków oszczędzić).
od MężaMegoNieromantycznego nie otrzymałam wiklinowego kosza herbacianych róż,
ani zwiewnej bielizny w kolorze młodego wina, ani choć kartki z obfitym sercem
i fikuśnym napisem miłosnym w wersji anglojęzycznej.
i vice versa zresztą, bo nie obchodzimy, nie lubimy, kochamy się codziennie (mniej lub bardziej zresztą) ;)

ostatki spędziłam w domu, nieświadoma że są.
no cóż, taka ze mnie przebojowa babka.

popielec.
tak tak, głowę sypię sobie popiołem, obiecując, że częściej będę tu gościć.









piątek, 6 lutego 2015

chłopięce hobby, a domowe lobby.

MążOsobisty w ramach dnia wolnego od pracy, postanowił ów dzień spędzić po męsku.
wraz z kolegami wybrał się na go-kar-ty. w trampkach się wybrał i bez kominiarki,
chroniącej szyję od zawiania. a zawiać, owszem, mogło, gdyż tory wyścigowe
znajdują się na terenie nieczynnego, nieogrzewanego, częściowo zadaszonego
zakładu włókienniczego w Republice Czeskiej.

wrócił przemarznięty do samych gaci, z obitym żebrem na domiar.

nie może kichać, ani śmiać się wniebogłosy.
nie może też podobno swobodnie oddychać.
oczywiście nie może też tańczyć ze mną nago na dywanie.
leży na prawym boku, przy próbie obrotu, sapie jak lokomotywa z wiersza Juliana Tuwima
i generalnie jest nieprzydatny.

przydatny okazał się za to ketonal.
w żelu.

sobota, 31 stycznia 2015

do kiedy powinna stać choinka, proszę księdza?

wizyta duszpasterska przebiegła szybko, sprawnie i bezdusznie.
ksiądz podczas modlitwy obrzucił okiem znawcy obrazy wiszące na ścianach
i zapytał kto w tym domu jest malarzem.
JA, pomyślałam w duchu świętym boże, po-ko-jo-wym.

krótka wiwisekcja, kim jesteśmy, co robimy, dokąd zmierzamy.
i dlaczego (na Boga!) nie ma nas w karcie parafian, no nic, uzupełnimy.
uzupełnił. wziął kopertę. poświęcił cztery kąty i wyszedł.
zostawiając ślady podeszwy w przedpokoju i niesmak odwiedzin w ustach.

ponadto.
wciąż nie rozebraliśmy choinki.


niedziela, 25 stycznia 2015

Kalejdoskop Talentów.

festiwal był międzynarodowy: Polska + blok wschodni.
poza paroma wyjątkami, w większości kategorii wypadliśmy dość blado, co jest smutne.
za to dzieciaki rosyjsko-białorusko-kazachstańskie to krasiwaje pieriełki!
mimo kataru po brodę, uśmiech nie schodził mi z japy, bowiem to, co one wyprawiały
ze swymi giętkimi ciałami, było niezwykłym połączeniem wdzięku, talentu i dyscypliny.
podobnież młodzież. odniosłam wrażenie, że część z nich urodziła się już w baletkach
a w miejscu kręgosłupa ma sprężyste gumy.

to był bardzo dobrze spędzony czas. nałykałam się kolorów i entuzjazmu.
powinno mi wystarczyć na kilka miesięcy.































poniedziałek, 19 stycznia 2015

mój pierwszy raz.

sprawa poważna, dziś przyjmuję księdza.
pierwszy raz w nowym mieszkaniu.
pierwszy raz sama.

/raz nie wpuściliśmy, bo nas zaskoczył. raz nas nie było/.

MamaRodzona wręczyła przechodni zestaw kolędniczy:
niklowany krzyż + niklowane świeczniki + drewniane kropidło (miotełka jakby z trocin?)
+ woda święcona w słoiku po majonezie marki Frubex =  K + M + B 2015.

gdy byłam mała, zawsze pokazywałam schludny zeszyt z religii, ochoczo śpiewałam kolędę (a capella!)
oraz grałam coś na pianinie, za co dostawałam aż 3 święte obrazki.
a dziś??? nie mam ani instrumentu, ani nawet kajetu.
czy temat zastępczy w postaci zimy, co w tym roku nie dopisuje, będzie dobry?

p.s. przepraszam, że zawiodłam niektórych czytelników tytułem.
większość pewnie spodziewała się subtelnej opowieści pod znakiem:
za oknem ciemność. w pokoju półmrok. muzyka w tle. ściany w pasy. pościel w romby.
ona i on. nadzy. lekko zawstydzeni, mocno spragnieni.

wtorek, 13 stycznia 2015

festiwal talentów a kondycja jurora, czyli dychotomia.

2 dni prezentacji  + 3 dzień gala.
w tym czasie przesłuchałam/obejrzałam 104 (słownie: stu czterech) uczestników:
wokal, recytacja, gra na instrumentach, taniec współczesny solo i grupowy, taniec ludowy,
balet, pantomima, małe formy teatralne.
wypiłam hektolitry herbat z termosu (bez cytryny, bo nie dali) i kilka filiżanek kawy (z mlekiem, bo dali),
zjadłam parę ciasteczek maślanych z cukrem, lukrowanych pierników i kakaowych rurek,
zużyłam wagon chusteczek higienicznych Regina (polecam, bo delikatne) oraz z kerfura (nie polecam, bo szorstkie),
ilość pastylek do ssania i psiknięć donosowych - niepoliczalna,
(pogubiłam się przy czwartym kichnięciu).

pod wieczór, kiedy już słaniałam się na łokciu, marszcząc przy tym bordowy obrus na stole,
i trącając koleżankę z Białorusi, niewiele do mnie docierało w zakresie słuchu (uszy zatkał mi katar, tak?).
zdałam się więc na narząd wzroku (nieidealny zresztą) i resztę oceniałam pod kątem walorów estetycznych.

o dziwo, obrady nie były burzliwe, mimo iż wielojęzyczne, i dość zgodnie obdzieliliśmy nagrody.
na gali głównie unikałam kamery obrotowej, chowając się za filarami.
Rudolf był już przecież w telewizji. podczas świąt!

nie, nie jestem jurorką "Mam talent" i nie nazywam się Agnieszka Chylińska.
Kuba Wojewódzki też nie.

w następnym odcinku opowiem Państwu, co trzymało mnie tam przy życiu.