wieści domowe:
OsobistyMąż podbiegłszy z impetem do okna, wdepnął w garnek z olejem po frytkach,
któren to olej miał się wystudzić.
w efekcie po kuchni można było ślizgać się na kapciach, a ściana... no cóż, wymaga odświeżenia,
jak to my, kobiety, eufemistycznie nazywamy remont z burzeniem ścian włącznie.
ponadto zjadłabym malin.
najlepiej prosto z krzaka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
cha cha :)) u moich rodziców taki ślad na ścianie ciągle przebija mimo odświeżeń:)) zasłonili w końcu lodówką..
OdpowiedzUsuńjak ja zasłonię lodówkę, to zasłonię tym samym okno. chyba to nie jest dobry pomysł ;)
Usuńz oburzeniem wszystkich ścian! ;D
OdpowiedzUsuńoraz z werbalnym (!) oburzeniem męża ;)
UsuńZlewałam wczoraj malinówkę... o matko, jak pachniało ;)
OdpowiedzUsuńoooo, taką z gąsiora? pędzoną osobiście? na spirytusie z Republiki Czeskiej? :)
Usuńdegustowałabym, oj taaak.
Taką ze słoja, czynioną osobiście, na spiritusie z pobliskiego monopolowego oraz malin z hurtowni, ale smak wyszedł wybitny ;)
Usuńkusisz... ;)
UsuńA nie poparzył się?
OdpowiedzUsuńfaza ostudzona, więc bez obrażeń.
UsuńNie jestem kobieta, odswiezanie budzi u mnie mocny sprzeciw, wszystko we wnetrzu mi sie burzy, chociaz nie przeszkodzilo mi to wlasnorecznie zerwac tapet calkiem niedawno zreszta:)
OdpowiedzUsuń